Saturday 18 June 2016

Biennale Architektury w Wenecji.


Biennale w Wenecji pod kuratelą Araveny bez zaskoczenia ma mieć wydźwięk prospołeczny, chce promować działania ekologiczne, mówić o krajach rozwijających się, wielkich migracjach — ze wsi do miast w Chinach, Indiach czy z terenów objętych suszą, wojną do Zachodniej Europy i Ameryki Północnej. Najważniejsza wystawa dotycząca architektury powinna wskazywać współczesne problemy i zadania, jakie stawiają przed sobą architekci, mówić o tym, co udało się osiągnąć przez ostatnie dwa lata. Powinna przede wszystkim nakreślać perspektywę na kolejne lata. Wystawie głównej w Ogrodach Biennale i Arsenale towarzyszy seria mniejszych, rozsianych po mieście wydarzeń. Mówi się, że na Biennale wypada pojechać. A czy warto? Każdy architekt na taką dużą i ważną wystawę patrzy z perspektywy własnych doświadczeń i zainteresowań. Ja z perspektywy architekta- backpackera, który zna kraje rozwijające się i wysoko uprzemysłowione, który mieszkał w slumsach Meksyku i projektował dla reżimowych klientów, a z drugiej popularyzatora użycia współczesnych technologii w projektowaniu architektonicznym.

Na wejściu w Arsenale, zaraz za księgarnią marzeń każdego architekta, czeka na pierwsza instalacja autorstwa Araveny. Do sufitu zawieszone zostały profile aluminiowe, które na poprzedniej wystawie były używane do montażu płyt kartonowo-gipsowych dla do potrzeb prezentacji. Tutaj stały się głównymi elementami instalacji, głosem w dyskusji, elementem recyclingu. Zastanawiam się jednak czy jeśli autor chciał pokazać, że materiał można użyć ponownie to czemu nie użył ich do tego, żeby zamontować płyty podczas tegorocznej instalacji? Zamiast tego szykuje nam downcycling, używa całkiem wartościowych materiałów-profili i płyt k-g do dekoracji. Jak mówi William MacDonough less bad is not good. Wystawa udowadnia, że ciągle nie rozumiemy recyclingu, że cykl cradle to grave jest powszechny. Zresztą kilka kroków dalej Christ & Gantenbein ze Szwajcarii bardzo trafnie piszą: Sustainable architecture is not just one that disappears peacefully recyclable), but one that stands the test of the time (durable) - Rozwój zrównoważony nie polega tylko na tym, żeby materiały krążyły w zamkniętym ciągu, ale żeby architektura była trwała.

Wydaje mi się, że część architektów, która brała udział w Biennale, nie do końca zrozumiała temat, być może nie mieli czasu na jego realizację.
Dobrze ilustruje to przypadek meksykański, Tatiana Bilbao, świetna architektka i Dellekamp, spore studio, które jednak głównie zajmuję się dość drogą i dobrą mieszkaniówką, potem Alejandro Hernández, czyli redaktor naczelny największego i najważniejszego czasopisma o architekturze w Ameryce Łacińskiej i Rozana Montiel, wenecka bywalczyni prezentują mało ciekawą, jałową i niezapamiętywalną pracę. A przecież Meksyk to kwintesencja wszystkich tematów wybranych przez Aravenę — problemy mieszkalnictwa socjalnego, imigranci i migracje, granice, śmieci czy ignorancja ochrony środowiska. Nie wiem czemu nie pojawił się choćby Marcos Betanzos, który na projektach zaangażowanych społecznie i ekologicznych zjadł zęby. Wystarczy wspomnieć projekt (B)ORDOS 100. Projekt zespołu meksykańskich architektów mówi o granicach rozlewającego się Miasta Meksyk, temat ważny, bo nikt de facto nie wie ile osób mieszka w mieście czy Zona Metropolitana Valle de México (Strefa Metropolitalna Doliny Meksyku), gdzie są jej granice, jak zahamować rozlewanie się miasta. Szacuje się z dokładnością 3-5 milionów. Rysowanie, tyczenie i wyznaczanie granic tego megalopolis było już zresztą podejmowane kiedyś przez CitambulosATEA i Fundację Archis w czasie warsztatów Fronteras invisibles (pero muy tangibles), a potem publikowane w magazynie Volume. Szkoda, że nikt na ich wyniki nie spojrzał.

Aravena do współpracy zaprosił też Hugona Kowalskiego, ten zaś Marcina Szczelinę z ArchisnobPoruszyli ważny temat, śmieci produkowanych przez konsumpcyjne społeczeństwo. Zresztą Kowalski już wcześniej, w 2011 roku, wygrał nagrodę Archiprix International za swój dyplom - „Porozmawiajmy o śmieciach”, którego promotorem był Robert Konieczny. Wnikliwy research w Bombaju zaowocował ważnym głosem w dyskusji. Ich refleksja została zauważona przez kilku krytyków i portali. Warto wspomnieć, że do tej pory nigdy wcześniej Polacy niezapraszani byli do wystawy głównej, chyba że coś przeoczyłem. Wszystko świetnie, ale czemu na wystawie są umyte śmieci z Polski? Nie dość, że przejechały szmat drogi, to są ładne i czyste. Przypomina mi się tu odrzucający film Beijing Besieged by Waste gdzie WANG Jiuliang zabiera nas na śmierdzące wysypiska śmieci Pekinu, by uświadomić nam, jak szybko niszczymy planetę. Elementem, na który pewnie zwróci uwagę wielu odwiedzających, jest możliwość uczestniczenia w projekcie i wyrzucenia swojej butelki. (Gdybyśmy jej jednak nie wyrzucili, w Pawilonie Węgierskim możemy znów uzupełnić ją wodą i nie dokładać kolejnej cegiełki do góry śmieci).
Polski pawilon, który jest gdzieś na samym końcu, po drugiej stronie kanału, obok Rumuńskiego, został niestety przemilczany w mediach. Bardzo interesująca propozycja estetyczna i mocno krytyczna. Dominika Janicka, Martyna Janicka i Michał Gdak mówią o warunkach pracy na budowie. Ciemną przestrzeń pawilonu wypełnia ciasny labirynt rusztowań z zawieszonymi na nich ekranami, gdzie możemy zobaczyć, jak powstaje architektura. W drugiej części, przypominającej mieszkanie pokazowe albo salon dewelopera, za pomocą infografik, możemy dowiedzieć się, w oparciu o dane statystyczne, ile osób doznaje obrażeń na budowie, ile osób pracuje ponad dwanaście godzin na dobę etc. Pozwala Nam to uświadomić sobie rangę problemu. Autorzy biorą na barki architektów odpowiedzialność za proces inwestycyjny. Pamiętamy dobrze co mówiła Zaha o skandalicznych warunkach pracy podczas inwestycji w Katarze. Z drugiej strony wiem, że architekt nie ma wpływu albo ma znikomy wpływ na warunki pracy przy dużych inwestycjach. Oczywiście ma wybór, zanim zacznie projektować obiekt w Chinach, Dubaju czy Azerbejdżanie, ale to całkowicie odrębny temat.

Australia spłatała figla i pokazuje, że ma trochę w nosie dyskurs współczesnej architektury, poprawność polityczną, za to zaprasza nas nad basen. Aileen Sage i Michelle Tabet zaprojektowali basen, w którym można się popluskać, usiąść na drewnianych ławkach i posłuchać opowieści. W rozdawanej gazetce zwracają uwagę jak ważnym elementem identyfikujących aussies jest właśnie basen. Wyjątkowo klarowna instalacja pomaga nam lepiej zrozumieć społeczeństwo antypodów — kulturę surferów, barbecue i wygodnego życia na końcu świata.

Kumbh Mela w Indiach to wyjątkowy przykład miasta tymczasowego, zbiorowiska, happeningu, które odbywa się w Indiach co 12 lat, mówi się, że jednego dnia może przebywać tam nawet 30 milionów (sic!) ludzi. Sama wystawa i książka jej towarzysząca pokazuje wnikliwe badanie dotyczące jego funkcjonalności, statystyki, dużo map i wykresów stara się wyjaśnić ten fenomen. W drugiej części wystawy poznajmy inne miasta tymczasowe jak Tepito w Meksyku czy to pojawiające się na Burning Man Festival. Temat zdecydowanie wymaga dalszego zgłebiania i czytania. Przypomniało mi się też Biennale w Rotterdamie w 2009 - Open City, które m.in. na wystawie The American Way of Living pokazywało różne koczownicze tryby zamieszkiwania i cytat z RemmentaHousing is a verb.

Chyba nikt tak celnie i jasno nie zwrócił uwagi na sytuację mieszkaniową w krajach postkomunistycznych jak ANDBA: Andrei Serbescu, Adrian-Ioan Untaru, Bogdan Bradateanu. Znakomity rumuński projekt pokazuje jak, substandard mieszkaniowy stał się standardem w naszej części Europy. Jak deweloperzy upokarzają architektów i przyszłych mieszkańców. Tych pierwszych zmuszając do projektowania poniżej standardów, tych drugich proponując im niegodne warunki bytowe w ciasnych i niewygodnych mieszkaniach, które młode pokolenia będą spłacać całe swoje dorosłe życie. Dla dewelopera najczęściej liczy się jedynie zysk z metra kwadratowego. Temat niezwykle ważny również w Polsce. Projekt jest również interesujący plastycznie, duża, wykonana z jasnej tektury makieta pozwala nam zajrzeć do środka małych mieszkań, a przez z ich okna do miast. Brawo.

Po latach kryzysu w Hiszpanii powstało kilkanaście znakomitych pracowni, które nie mogąc budować, zaczęły zastanawiać się nad współczesną architekturą i jej celami - Izaskun Chinchinilla, FabLab Barcelona, NoumenaCifuentes. Santiago Cirugeda z Sewilli w swojej pracy koncentruje się na działaniach w przestrzeni publicznej. Nielegalne, półlegalne i legalne akcje, performansy, instalacje, warsztaty mają aktywizować społeczność lokalną do działania na rzecz swojej dzielnicy czy ulicy. Szkoda, że jego praca znajduję się gdzieś na końcu Arsenału, łatwo ją przegapić, a szkoda, bo warto.

Warto zwrócić uwagę na propozycję tajską: Class 6.3, która pokazuje odbudowę szkół po trzęsieniu ziemi w Chiang Rai, gdy chodzimy po platformie wystawy, wprawiamy w drgania domy, nowo wybudowane szkoły pozostają w bez ruchu. Pewnie wejdziecie do Pawilonu Niemieckiego, ironicznie zachęca do tego napis: We charge your phone, i pewnie niektórzy rzeczywiście pójdą ładować swoje telefony. Wszyscy są mile widziani. W środku ważna wystawa o imigrantach i uchodźcach i o tym, jak znajdują nową ojczyznę. Zaraz obok Kanadyjczycy schowali swój pawilon by, zamiast niego umieścić w ziemi mapę świata a w jej centrum judasza przez którego widać całą ekspozycję. Duńczycy natomiast zaprosili do współpracy chyba wszystkie pracownie architektoniczne i urbanistyczne z kraju, aby zrobić wystawę (z) makiet.

Technologia została całkowicie przemilczana i pominięta, tak jakby Digital Shift się nie dział. Tylko dwie grupy podjęły ten temat. Z jednej strony znakomita instalacja Block Research Group z ETH Zurich, która przywiozła i zbudowała rozłożysty pawilon zbudowany z sześciobocznych wapiennych paneli niepołączonych żadnym spoiwem. Projekt wykorzystywał wszystko, co najbardziej aktualne w architekturze parametrycznej — algorytmy genetyczne, formotwórcze symulacje fizyki, a także metody szybkiej fabrykacji. Udowadnia również, że wnikliwa analiza właściwości materiału i sił działających w systemie konstrukcyjnym może zostać wykorzystana do osiągnięcia maksymalnej stabilności przy użyciu minimalnej ilości materiałów.
Drugi projekt, podobny estetycznie, choć wyraźnie oparty o mniejszą ilość badań, to lotnisko dla dronów Normana Fostera. Lekka, postottowska forma z cegieł świetnie pokazuje jak tradycyjne materiały możemy wykorzystać przy projektowaniu obiektów nieprostokreślnych.

O wszystkich pawilonach, wystawach nie da się napisać, bo jest jeszcze znakomita retrospektywa Rizziego, projekt muzeum Wang Shu, wciągający Pawilon Szwajcarski Kereza, kuriozalne Pawilony Rosyjski, Urugwaju, wystawy towarzyszące jak ta w Caffè La Serra, retrospektywa Zahy...
Na sam koniec nasuwa mi się pytanie: Czy warto jechać? Może lepiej sięgnąć po katalog wystawy, kupić książki wydane w ramach niektórych projektów? Przecież byłoby to bardziej ekologiczne, nasz carbon-footprint byłby niższy? A pieniądze moglibyśmy przelać na zbudowanie pięciu studni w Sudanie. Rzeczywiścieaby obejrzeć niektóre pawilony, potrzeba jest kilka godzin - koreański, skandynawski, włoski, amerykański (?) - wtedy tylko możemy dostatecznie zgłębić temat, inne  jak propozycję tajską, ETH trzeba zobaczyć na żywo. Z drugiej strony warto jechać i przejść wystawy, dowiedzięć się, o czym mówią z grubsza i znaleźć tematy, które są dla nas najbardziej interesujące. Warto przyjechać z pustą walizką na książki i czytać dalej. A i jeszcze ta Wenecja.

[AK]
--
Adrian Krężlik, architekt, projektant komputacyjny, urbanista, założyciel grupy Architektura Parametryczna. Pracował dla Zaha Hadid ArchitectsFR-EE Fernando RomeroRojkind Arquitectos, uczy w poznańskiej School of Form, prowadził liczne warsztaty badawacze dotyczące formotwórstwa, zastosowania robotów w architekturze, metod szybkiej fabrykacji, pisał m.in. dla Architektury i Biznes oraz Sztuki Architektury.
Backpacker i podróżnik, od 2007 roku prowadzi bloga niekoniecznie.blogspot.com

2 comments:

  1. Dzień dobry.

    Na początku zaznaczam, że nie pogniewam się jeśli koment będzie usunięty lub moderowany.
    Występuję tu w roli, której nie lubię, bo niewinny niech pierwszy rzuci kamień, czyli "grammar nazi". Czy nie lepszym zwrotem w jednym zdaniu byłoby "ignorowanie problemów ochrony środowiska" zamiast "ignorancja ochrony środowiska"?

    Bardzo fajny wpis - dużo informacji i opisów - a jednak ujęte bardzo atrakcyjnie, acz syntetycznie. Dobrze się czyta i podejrzewam, że nawet jakby był jeszcze dłuższy (np. 2 razy) to i tak nie straciłby na atrakcyjności. #szacun

    Będziemy tu zaglądać.

    Piotr Loska
    archifunblog.wordpress.com

    ReplyDelete